2 sierpnia 2013

Rozdział 1

"Kto kon­tro­luje przeszłość, 
ten ma władzę nad przyszłością."




PIĘĆ LAT PO WYDARZENIACH Z PROLOGU.


          Deszcz donośnie bębnił o dach samochodu.
          Riley wyjrzała przez okno, jednocześnie poprawiając rękaw znoszonej, zielonej kurtki. Światła uliczne zdawały się zlewać ze strugami deszczu, tworząc pionowe snopy kolorów, rozmazując jednocześnie sylwetki mijanych ludzi.
Blokada policyjna była doskonale widoczna na tle mroku, a blaski latarek funkcjonariuszy, odbijane przez jaskrawo-żółty plastik dodatkowo ją wyróżniały. Riley zmrużyła oczy  i wyprostowała się, kiedy jeden z policjantów podszedł do niej, gdy kierowca zatrzymał samochód przy prowizorycznej bramie utworzonej z łańcuchów i metalowych słupów.
        Opuściła szybę i zaczekała aż mężczyzna nachyli się ku niej. Był mniej więcej w jej wieku.
        - Dobry wieczór, identyfikator proszę - powiedział, poprawiając granatową czapkę z daszkiem, spod której wystawały brązowe, sterczące kosmyki włosów.
        - Powiedzmy, że dobry - odpowiedziała spokojnie i złapała zaluminowaną plakietkę żeby zaraz unieść ją do góry tuż przed nos młodego policjanta.
          Riley właściwie nie wiedziała dlaczego tak o nim myśli. Przecież nie była wcale starsza. Może to przez jego duże, brązowe oczy, które zerkały na nią pełne zaskoczenia i niepewności.
         - Pani oddział już czeka, podinspektor Blake, proszę jechać - mruknął, oddając jej identyfikator.
          Zastukał w dach auta, dając kierowcy znak, że może ruszyć dalej, a Riley opuściła szybę, wzdychając z ulgą. Ktoś podniósł szlaban.
         Pierwszy punkt zaliczony. Pomyślała i obrzuciła nerwowym spojrzeniem wysoki budynek tuż przed sobą. Szklane okna lśniły złowrogo, a świadomość, że kryje się za nimi prawdziwe niebezpieczeństwo w postaci mordercy była dziwnie przytłaczająca.
          Wreszcie samochód zatrzymał się przy krawężniku. Niemal natychmiast przy drzwiczkach pojawił się kolejny mundurowy, a ona wysiadła, nakładając na głowę puchaty kaptur.
          - Mc'Dover - kiwnęła głową mężczyźnie przed sobą, a kąciki jej ust mimowolnie uniosły się ku górze.
          Pięć lat wcześniej to właśnie David Mc'Dover zwerbował ją do SEA. Dwa dni po pobycie w szpitalu, gdzie uleczono jej ramię, Mc'Dover przyjechał do niej z jakimś starszym mężczyzną i przeprowadzili testy.
          Następnego dnia mężczyzna wrócił z propozycją nie do odrzucenia. Powiedział, że jej życie się zmieni, że Rząd opłaci jej dalszą edukację, że nauczą ją wszystkiego, żeby mogła przeżyć, że uwolnią ją od dorastania w domu dziecka i uchronią przed niechybnym końcem w więzieniu, że ruszy z czystą kartą... A to wszytko, jeśli tylko to nowe życie poświęci dla narodu, że poświęci się, żeby ratować ludzi. Powiedział, że będzie należeć do najlepszych, więc Riley się zgodziła.
           Następnie została przetransportowana do wielkiego, nowoczesnego ośrodka, gdzie po kolejnej serii testów rozpoczęła szkolenie. A teraz, po pięciu latach nauki i treningów jest tutaj, w towarzystwie Mc'Dovera, ze stopniem podinspektora i jako swoje pierwsze zadanie ma złapać jednego z najbardziej poszukiwanych morderców tego stulecia, zwanego drugim Kubą Rozpruwaczem. A to wszystko dlatego, że - tak jak jej obiecano - należy do najlepszych.
          David zmierzył ją krytycznym okiem, a na koniec zmarszczył brwi wyraźnie niezadowolony.
          - Gdzie twój uniform, Blake? - zapytał suchym głosem.
          On sam miał na sobie taki sam czarny garnitur, białą koszulę i - zapewne niewygodne - czarne buty, jak przed pięcioma laty. Różnicę stanowiła granatowa kurtka z żółtym SEA na plecach.
          Riley przewróciła oczami. Teoretycznie powinna mieć na sobie taki sam strój, ale uznała, że czarne, jeansowe spodnie z nogawkami ukrytymi w równie czarnych, skórzanych butach z klamrami oraz biała bokserka i oliwkowa kurtka z puchem na brzegu kaptura będą o wiele wygodniejsze i odpowiedniejsze na chłodną porę marca.
         - Mam kłopoty z molami - odpowiedziała, zdejmując z szyi identyfikator i wręczając go Mc'Doverowi.
          David nie wydawał się zadowolony z jej odpowiedzi.
          - To nie czas ani miejsce na żarty, Riley - mruknął i ruchem dłoni wskazał jej stojącą nieopodal wielką, czarną ciężarówkę.
Podeszli do jej bagażnika, gdzie w suchym wnętrzu urządzono małą bazę dowodzenia. Komputery i ekrany z obrazami z kamer budynku były nowiusieńkie, a na obrotowych krzesłach siedzieli prawdziwi specjaliści od ich obsługi. Każdy w uniformie rodem z "Facetów w czerni".
Riley obrzuciła uważnym wzrokiem ósemkę mniej lub lepiej znanych sobie pracowników SEA. Doszukała się kilku pokrzepiających uśmiechów, ale reszta posyłała jej po prostu spojrzenia pełne zaskoczenia, pogardy, bądź współczucia. Nic nowego.
           - Wszystko gotowe, Charlie? - zapytał David, obrzucając wzrokiem małe kwadraciki na jednym z ekranów i pocierając wolną dłonią swój kilkudniowy zarost.
          Riley znała Charlesa Bane'a - dwudziestoośmioletniego, dobrze zbudowanego okularnika, szefa działów Elektroniki i Logistyki w SEA. Miała już przyjemność spotkać się z nim na jednym z podstawowych szkoleń. Wydawał się jej sympatyczny, chociaż jego postura nijak się miała do stereotypu chudego (lub otyłego, jak kto woli), maniakalnego komputerowca. Riley była pewna, że gdyby chciał, powaliłby Davida na ziemię bez większego problemu. Osobiście przecież widziała jak powala on na matę jej trenera samoobrony. Dla większości agentów fakt ten był tajemnicą. Ta myśl wywołała niekontrolowany uśmiech na jej twarzy.
          - Tak jest, szefie. Nasz cel kieruje się do wyjścia awaryjnego. Będzie tam za góra pięć minut - odpowiedział Charlie i błysnął równymi zębami w uśmiechu. Lubił, kiedy wszystko szło po jego myśli, każdy kto go znał o tym wiedział. Poza tym, posiadał on dziwną umiejętność; potrafił niemal idealnie przewidzieć ludzkie postępowanie, co nakazywało jej mieć podejrzenia, czy nie ma on czasem też dyplomu z psychologii.
          Dopiero teraz zwrócił uwagę na Riley i jego uśmiech nieco przygasł.
          - Cześć, młoda. Przykro mi, że na pierwszą, poważną misje trafiła ci się tak parszywa pogoda - oznajmił, a mała, pionowa zmarszczka między jego brwiami stała się wyraźnie widoczna.
Riley skinęła mu głową na powitanie.
         - Tego akurat nie mogłeś przewidzieć, Charlie - odpowiedziała poprawiając kaptur, który zsunął się nieco z czubka jej głowy.
W odpowiedzi Charlie zaśmiał się głośno i przeczesał swoje ładnie obcięte ciemne włosy.
          - Wybaczcie, że przerywam wam tą uroczą pogawędkę, ale na nas już pora - wtrącił David i niecierpliwie wręczył identyfikator Riley Charliemu. Ten odchrząknął, kiwnął głową i rzucił okiem na plakietkę żeby spisać jej numer, a następnie wprowadzić go do komputera.
          - Proszę, przez tą słuchawkę będziemy ci wysyłać rozkazy - oznajmił David i wręczył Riley małą, czarną słuchawkę i odbiornik, który ona od razu przyczepiła do swojego skórzanego paska przy spodniach. Charlie pomógł jej przeciągnąć kabel pod bluzką, a potem włączył odbiornik. Mała dioda rozbłysła na zielono.
          - Pamiętaj, że pod żadnym pozorem nie możesz jej zdejmować - ostrzegł Mc'Dover.
Riley kiwnęła głową, bardziej zaabsorbowana zakładaniem słuchawki niż słowami Davida.
          - Rozumiesz? - zapytał, obracając ją gwałtownie ku sobie.
Nie było wielką tajemnicą, że Riley nie znosiła rozkazów, chociaż sama uwielbiała je wydawać. Zauważyli to wszyscy, nawet podczas szkolenia, więc motyw ten został wykorzystany podczas zadania, które zdecydowało, że ostatecznie zdała ona egzamin końcowy i otrzymała stopień podinspektora.
Riley obrzuciła Davida zirytowanym spojrzeniem i zmarszczyła brwi.
          - Tak jest - odpowiedziała głośno i wyraźnie, żeby nie kazał jej czasem tego powtórzyć.
          - To dobrze - mruknął, rozciągając usta w pobłażliwym uśmiechu.
         Riley zastanawiała się właśnie, dlaczego wszyscy znani jej dotąd agenci mają tak idealnie białe zęby, kiedy Charlie oddał jej identyfikator, który od razu przypięła do kieszeni kurtki. W tym samym czasie David podał jej czarny zegarek, który wyglądał niepozornie tylko do momentu, kiedy nie wcisnęło się małego, srebrnego guziczka na jego krawędzi. W tym samym momencie wyświetlał się hologram z trójwymiarową mapą, na której migała czerwona kropka z dokładnymi danymi aktualnego położenia Riley, a także jej pseudonimem lub nazwiskiem. Urządzenie potocznie nazywano "holo", miała z nim już do czynienia niejednokrotnie na szkoleniach, więc znała na pamięć każdą jego funkcję.
          - Połam nogi - powiedział Charlie i pomachał jej na pożegnanie.
Riley obróciła się i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że David jest już kilka metrów z przodu. Mruknęła coś pod nosem i szybko zrównała z nim kroku, przytrzymując jedną ręką kaptur, który ponownie zaczął się zsuwać z jej głowy pod wpływem gwałtownych ruchów.
          - Mam nadzieję, że zapoznałaś się z aktami naszego celu - mruknął w pewnym momencie David.
Riley spojrzała na niego jak na idiotę.
          - Gregory Bitterman, lat 45, urodzony w Dallas w stanie Texas dziewiątego października, żona, dwójka dzieci... - zaczęła recytować, ale David przerwał jej, unosząc do góry dłoń.
         - Tylko sprawdzałem - wyjaśnił.
David przesłał Riley akta sprawy nad którą pracował jego oddział dwa dni wcześniej, kiedy było już wiadomo, że dziewczyna trafi do jego drużyny. To była rutynowa czynność, każdy musiał przejrzeć akta i wyuczyć się na pamięć jak najwięcej informacji, ale Blake była nowa, mogła się przecież stresować, zapomnieć...
          - Nie rób ze mnie idiotki, jasne, że przeczytałam akta - warknęła oburzona.
          Riley nie znosiła, kiedy traktowano ją jak dziecko chociaż całkowicie rozumiała obawy Mc'Dovera. Jednak to on osobiście ją zwerbował, powinien więc też wierzyć w jej umiejętności.
          - Tacy podobni - westchnął David z rezygnacją, czym oczywiście natychmiast przykuł jej uwagę.
          Co ty znowu mamroczesz pod nosem? 
          - Co powiedziałeś? - zmarszczyła brwi, pochylając się nieco do przodu, żeby móc obserwować jego twarz.
          - Przecież słowem się nie odezwałem - odpowiedział, udając wielkie zdziwienie. - To chyba te nerwy przed twoim pierwszym zadaniem - mruknął, kiwając głową żeby przyznać sobie rację.
          Riley wstrzymała oddech i zwolniła kroku. Zacisnęła zęby i wbiła wściekłe spojrzenie w żółty napis na plecach mężczyzny.
Dupek.
Chociaż miała wielką ochotę odgryźć się mu z nawiązką to wiedziała, że z kimś takim jak David nie wygra. Westchnęła, kręcąc głowę z rezygnacją i zrównała z nim kroku. Teraz miała poznać swój oddział i szczerze powiedziawszy nie miała pojęcia czego ma się spodziewać. Do drużyn trafiali agenci w różnym wieku. Mógł być to ktoś, kogo już wcześniej spotkała na misjach w ośrodku - jak w przypadku Charliego - albo ktoś zupełnie obcy.
          - Co by się nie działo, pamiętaj, że likwidatorzy to nasi podwładni, że mają być nam bezwzględnie posłuszni, że co by się nie działo nie mogą wykonać ruchu bez naszego rozkazu. Nie masz się z nimi zaprzyjaźniać, nie masz się nad nimi rozczulać ani ich rozpieszczać. To psy, mają tropić ofiarę i być posłuszne swojemu panu, rozumiesz? - zapytał Mc'Dover, kiedy zatrzymał się nagle przed kolejną czarną furgonetką.
          Zmierzył Riley uważnym spojrzeniem, jakby szukał jakichkolwiek oznak buntu.
          Dziewczyna pokiwała głową. Uczono ją tego na szkoleniach, ale tym razem wolała zatrzymać to swoje zdanie dla siebie, tak było lepiej. Zamiast tego obrzuciła wzrokiem samochód. Czarny, połyskujący lakier, wielki, żółty napis SEA na tylnych drzwiach, dwa żółte, poziome pasy na bocznych blachach, dwa niebieskie koguty na dachu i zamek szyfrowy z czytnikiem kart na tylnych drzwiach. Jednym słowem jeżdżący sejf, który jednak zamiast chronić zawartość przed ludźmi chronił ludzi przed zawartością.
          Cóż za ironia... Pomyślała, uśmiechając się pod nosem. 
          - Żeby uruchomić panel musisz zbliżyć swój identyfikator do czytnika - polecił David i sam wykonał tą  czynność. 
          Dioda na czytniku rozbłysła na zielono z charakterystycznym dźwiękiem.
          - Numer zatwierdzony. Witam inspektorze Mc'Dover - oznajmiło urządzenie przez głośnik, miłym dla ucha, kobiecym altem. 
          Riley poszła w ślady swojego przełożonego i przybliżyła identyfikator do małego okienka.
          - Numer zatwierdzony. Witam podinspektor Blake - powtórzył głos.
          Dziewczyna zerknęła na Davida z uniesioną brwią. Całkiem nieźle to brzmiało...
          - Teraz wprowadź kod aktywacyjny - mruknął Mc'Dover, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Najwyraźniej tylko czekał na jakiś błąd z jej strony. 
          Riley zacisnęła usta w wąską kreskę i powtórzyła sobie w myślach ciąg pięciu cyfr i wbiła go na małej klawiaturze.
          3...3...7...6...1...
          Dioda znów rozbłysła na zielono.
          - Kod aktywacyjny zatwierdzony - oznajmił oficjalnie głos z głośnika.
         Blake uśmiechnęła się z triumfem, co David skwitował dziwnym grymasem.
          - Skup się - syknął cicho, nieco zniecierpliwony.
          Riley zmarszczyła brwi i zacisnęła dłonie w pięści. Przecież to on zaczął.
         W tym samym momencie z małego okienka wyłonił się snop jasnego, niebieskiego światła, takiego samego jak z holo, który szybko przemienił się w duży ekran tuż przed twarzą oficerów. Pojawiły się na nim jakieś cyfry, wiersze poleceń i mały obraz z kamery we wnętrzu furgonetki. Cztery postaci siedziały skulone na specjalnych fotelach.
          - Stan drużyny: cztery osoby. Status: gotowi do pracy. Rozpoczynam proces przygotowań - powiedział głos z głośnika, a światło wewnątrz samochodu zapaliło się automatycznie. Obraz z kamery zniknął i zamiast niego pojawiły się cztery małe ekraniki, a w nich po trzy słupki z ciągiem cyfr, które po kolei przybierały zieloną barwę.
         Riley przyglądała się uważnie temu procesowi. Oczywiście widziała to już nie raz, ale mimo to przykuwało to jej uwagę. Nawet krople deszczu nie były w stanie zakłócić jakości hologramu, czy tym bardziej go przerwać. Wszystko było doskonale widoczne i za każdym razem dziewczyna zachodziła w głowę jak to jest możliwe. 
          Nagle dwa ostrzegawcze koguty rozbłysły na niebiesko i światła zaczęły migać.
          Uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy ekran przybrał barwę zieloną.
          - Proces zakończony. Likwidatorzy trzynastego oddziału gotowi. Czy oficer potwierdza aktywację systemu? - Kobiecy głos z głośnika wydawał się Riley dziwnie znajomy, ale zamiast dłużej się nad tym zastanawiać, zerknęła na Davida wyczekująco. Oficerami byli przecież oni, prawda?
         - Potwierdzam - oznajmił głośno i wyraźnie Mc'Dover, szczerząc zęby w dziwnym uśmiechu, który przywodził na myśl podekscytowanie. 
         Blake zmrużyła oczy i zlustrowała towarzysza uważnym spojrzeniem. Mężczyzna wyraźnie nie mógł się już doczekać żeby coś jej pokazać. Nie lubiła niespodzianek, a jego uśmiech wcale nie zmniejszył jej obaw. Zdążyła się już zorientować, że kiedy David uśmiecha się w ten sposób, to należy uciekać lub bardzo dobrze się ukryć. Jako, że żadna z tych opcji jej obecnie nie przysługiwała przełknęła ślinę i wbiła spojrzenie w hologram, który w tym samym momencie zniknął. Pozostawało jej więc tylko czekać.
          - Zrozumiałam. Rozpoczynam proces aktywacji - oznajmił kobiecy głos.
          Coś syknęło. Przywodziło to na myśl dźwięk, który wydawało wypuszczone gwałtownie sprzężone powietrze. Niewiele się to też mijało z prawdą.
          David cofnął się nieco do tyłu, więc Riley poszła w jego ślady. Tutaj wolała polegać na doświadczeniu tego mężczyzny niż na własnej odwadze.
          Drzwi furgonetki drgnęły, na następnie uchyliły się, kiedy system automatycznie przesunął metalowe rygle wewnątrz nich, tym samym zwalniając mechanizm. Likwidatorzy byli wolni.
          Blake wstrzymała oddech, kiedy czyjeś ręce całkiem otworzyły furgonetkę. Deszcz nie padał już tak intensywnie, więc dziewczyna nie musiała już mrużyć oczu. Pierwszym agentem, jaki wyskoczył z samochodu na betonowy podjazd był mężczyzna w średnim wieku. Nie był zbyt wysoki, czy wyraźnie muskularny, ale drogowskazem dla postronnego obserwatora powinna być jego twarz. Jej wyraz był wyraźną wskazówką, że lepiej się do niego nie zbliżać, jeśli chce się zachować wszystkie części ciała. Spojrzenie orzechowych oczu, mówiące, że mężczyzna ma ochotę rozwalić cokolwiek, co tylko wpadnie mu w ręce nie było przyjazne. Twarz zdobił jeszcze uśmiech, który mógł obiecać jedynie słodkie cierpienie.
          Morderca. Podrzucił jej natychmiast umysł.
Mężczyzna przeczesał z ulgą swoje przydługie, brązowe włosy i obszedł furgonetkę, zatrzymując się przy jej boku. Jedynym, co zdradziło jego zainteresowanie było ciekawskie spojrzenie. Riley nie spuściła wzroku, co skwitował jedynie dziwnym uśmieszkiem.
          Właśnie tak, nie okazuj słabości. Pomyślała.
          - Adam Grale - powiedział cicho David.
        Skinęła głową i skupiła się na kolejnym agencie, którym okazała się być szczupła, śniadoskóra kobieta o czarnych włosach związanych w ciasny kucyk oraz czujnym, choć znudzonym spojrzeniu brązowych oczu. Kroczyła powoli, swobodnie, przyglądając się Riley ze śladowym zainteresowaniem i niemal wrogim wyrazem twarzy. Zlustrowała strój Blake z gardzącym uśmieszkiem i ruszyła w ślady poprzednika, zatrzymując się obok niego i tym samym znikając dziewczynie z oczu.
           Uważaj, żeby ci ten kij, co go połknęłaś, nie wyskoczył drugą stroną. Pomyślała Riley, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
          - Johanna Patrick - mruknął David, nieco rozbawiony. Dziewczyna wolała tego nie komentować.
Kolejny agent, który wyskoczył z furgonetki wcale nie krył swojego zainteresowania jej osobą. Jego niebieskie oczy lustrowały ją oceniająco, a szelmowski uśmieszek od razu przywodził na myśl cwaniaka. Był jednak przystojny i dobrze zbudowany. Przypominał sportowca, a garnitur i biała koszula świetnie na nim leżały. Skinął jej głową i również okrążył samochód. Dopiero, kiedy ją mijał zauważyła, że trzyma w rękach paczkę M&M'sów.
Kłopoty. Skwitowała go w myślach i mimowolnie się uśmiechnęła.
          - James Everdeen - oznajmił Mc'Dover.
          Kiedy Riley podniosła wzrok i zauważyła jego uśmiech miała bardzo silne przeczucie, że on coś knuje. Napięła mięśnie mimowolnie i zmrużyła automatycznie oczy, przechylając głowę w bok i lustrując go uważnie. Nie patrzył jednak na nią, więc podążyła za jego wzrokiem i zamarła.
          Czwartym agentem był średniego wzrostu mężczyzna o czarnych włosach. Był dobrze zbudowany, a garnitur również dobrze na nim leżał. Białą koszulę zastąpił czarną, co zdecydowanie lepiej pasowało do jego nieco ciemniejszej karnacji. Jego mina, która wyrażała głębokie niezadowolenie zmieniła się, kiedy tylko zobaczył Riley. Wyprostował się, a w jego szarych oczach można było doszukać się wielkiego zaskoczenia.
          Przed nią stał Ethan. Chłopak, którego pięć lat temu próbowała ratować. Chłopak, którego podobno nie udało jej się ocalić.
          Blake zacisnęła zęby i spojrzała na Davida z niemym wyrzutem i złością. Czuła, jak wściekłość rozchodzi się w jej żyłach, jak powoli rozgrzewa zmarznięte ciało. 
         - Co to ma niby być? - zapytała bezgłośnie.
          Mc'Dover zerknął na nią, a jego uśmiech tylko się poszerzył, kiedy zauważył jej minę.
          Zaskoczona, skarbie? Mówiło jego spojrzenie.
          - Ethan Sinclair - oznajmił Mc'Dover.
         Riley nadal była w szoku, kiedy szła za Davidem, żeby ustawić się przed likwidatorami, gdzie też magicznym sposobem znalazł się już Ethan. Maskowała jednak swoje uczucia, musiała wyglądać jak profesjonalistka. Chłopak najwyraźniej postanowił to samo, przybierając znów ten wyraz twarzy, świadczący o pogardzie dla reszty świata. Nie udało mu się jedynie ukryć wściekłego spojrzenia, jakim obrzucał Davida, który zdawał się z kolei nic sobie z tego nie robić. 
          Blake miała zamiar z nim porozmawiać zaraz po zakończeniu akcji. Chciała dowiedzieć się dlaczego ten dupek powiedział jej, że Ethan nie żyje i dlaczego trzymał to w tajemnicy przez całe pięć lat, wzbudzając w niej poczucie winy z każdą nową sekundą, kiedy przypominała sobie, że nie udało jej się ocalić tego chłopaka.
            Riley obrzuciła wzrokiem pozostałych likwidatorów, ale to niewiele pomogło. Jej myśli skupiały się na Ethanie, mimo że starała się na niego nie patrzeć. David musiał to wyczuć. Odchrząknął głośno i przybrał surowy wyraz twarzy. Po jego wcześniejszym rozbawieniu nie było nawet śladu.
          - Ta młoda dama to podinspektor Riley Blake, wasza nowa właścicielka - oznajmił, prostując się. Likwidatorzy musieli być przyzwyczajeni do takiego traktowania, bo nikt z nich nawet się nie skrzywił na porównanie do psów.
          - Mam nadzieje, że będziecie traktować ją z szacunkiem, bo inaczej gorzko tego pożałujecie - kontynuował Mc'Dover. Uśmiechnął się, kiedy wszyscy posłusznie skinęli głowami.
          - No dobrze, ustawić się - polecił, zerkając na Riley kątem oka. Dziewczyna odpowiedziała mu wymownym spojrzeniem.
          Agenci posłusznie się wyprostowali, a Adam i Ethan wystąpili do przodu, pokrywając agentów, którzy stali obok nich. Następnie wszyscy w równym tempie obrócili się do siebie twarzami i cofnęli o dwa kroki. 
          Blake uniosła brew, zaintrygowana, a David pokiwał głową zadowolony z efektu. Podszedł do boku ciężarówki, gdzie znajdował się kolejny zamek szyfrowy. Ze szkolenia Riley wiedziała, że należy wprowadzić tam kod aktywacyjny, ten sam co poprzednio, a wtedy system obróci wycięty bok wozu o 180  stopni i ich oczom ukaże się broń.
          Kiedy tak właśnie się stało, David machnął ręką w jej kierunku, dając jej tym samym do zrozumienia, że ma podejść. Czarne pistolety, które lśniły niczym nowe, brano na specjalne akcje, takie jak ta, gdzie oficerowie musieli kontrolować likwidatorów. Działały na odciski palców i tylko po zeskanowaniu dało się je zdjąć ze ściany furgonetki.
          Riley spojrzała na Mc'Dovera i złapała za broń, nad którą wyświetliło się jej nazwisko. Nagle pojawił się niebieski hologram z jej imieniem i nazwiskiem, a uchwyty na ścianie zwolniły się. Wyjęła broń i odsunęła się, idąc w ślady Davida. Nie minęła sekunda, kiedy każdy z likwidatorów trzymał już w dłoniach swoją broń.
          - Zaczynamy polowanie - mruknął Mc'Dover, zerkając na Riley.
          Blake uśmiechnęła się w odpowiedzi i złapała uchwyt pistoletu obiema dłońmi. Mimowolnie zerknęła na Ethana, nadal nie dowierzając własnym zmysłom.
          Zaczynamy...




[ >>STRÓJ RILEY<< ]

4 komentarze:


  1. Genialny !
    Czekam na nn.

    Pseplasam za spam =-)♥
    http://livenothingisspeciallysuitable.blogspot.com/

    (O co chodzi )
    Chanel w wieku 13 lat zachorowała na białaczkę . Po 3 latach wygrała , a po 2 latach odrosły jej włosy .
    Jej życie wróciło do normy no prawie nie potrafi przełamać się i zacząć tańczyć . Pewnego dnia zasłabnie czy nastąpią jakieś komplikację ?
    Zayn /Harry

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! Nominuję Cię do nagrody Liebster Award! :3
    http://ofiara-wrozek.blogspot.com/p/liebster.html
    Pozdrawiam i gratuluję. :*
    (W razie, gdybyś nagrody nie uznawał/a, proszę o informację.)

    OdpowiedzUsuń
  4. M i ó d , c u d i o r z e s z k i -> another time: Kocham <3 Mogłabym czytać w tą i we w tą, jak ukochaną książkę :)
    Jedyne, co (to prawda i mnie to nawet irytuje) jest stosunek Inspektorów do Psów. Pachnie mi Rasizmem, albo "Nowym wspaniałym światem' Huxleya. Tak... To mnie wkurza.
    No, bo k u r c z ę! W Prologu David (To źle, że wyobrażam go sobie jako ciacho? Albo kojarzę z Gippsem z "Agentów NCIS"?) był nawet zaniepokojony tym, że Ethan umiera, a teraz co? Przecież chłopak tylko czekał na jego powrót. Okey... rozumiem... jednostki państwowe... ble ble... no ale może jednak trochę serducha?
    Obiecuję, że jeśli nie zajrzysz w ciągu kilku dni (uwierz, że będę sprawdzać!) zachomikuję ci mail'a!
    Całuję,
    Karo

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY